niedziela, 28 kwietnia 2013

VIII

Matthew:

Czytaj z muzyką: http://www.youtube.com/watch?v=pUVxaYdgS_Q

 Pierwszy raz czułem coś takiego... Stephanie była jedną z najważniejszych osób w moim życiu mimo, że jej praktycznie nie znałem. Nie mogłem jej stracić. Pomiędzy nami powstała dziwna więź odkąd poznaliśmy się w samolocie. Te spotkania, ten śpiew, wszystko takie magiczne, jakbyśmy byli  pionkami w czyichś rękach. Nie pozwolę, żeby mi uciekła. Wybiegłem za nią. Na korytarzu były tłumy, a ja przepychałem się ile sił. W końcu złapałem jej ramię tuż przed damską toaletą.
 - I co? Znowu kończymy pod łazienką? - zaśmiałem się. -  Wiem, to moja wina, to ja spieprzyłem. Powinienem od razu ci powiedzieć, że też idę do Julliard'a. 
 - Matthew! Niczego nie rozumiesz! - krzyknęła i odbiegła w głąb kolejnego korytarza. Biegłem za nią przez cały czas. Przy pokoju od sprzątaczek zwolniła. Zmęczona stanęła opierając się o ścianę.
 - Czego znowu nie rozumiem? To może mi wytłumaczysz?
 - Posłuchaj. Kilka lat temu zginęła moja mama, od tamtego czasu nie wierzyłam we własne możliwości. Straciłam wiarę we własny sens istnienia. Czułam się niepotrzebna. Do czasu... Kiedy przyszedł list zwrotny z uczelni szalałam z radości. To był jak promyk światła w ciemności.  Kilka dni przed wylotem  okazało się, że jestem poważnie chora na serce. Jakiekolwiek powikłanie może doprowadzić do nieodwracalnych skutków. Nie potrafiłam zrozumieć, dlaczego znowu coś złego mnie spotyka. Zgodziłam się na podróż tutaj. W samolocie kiedy zasypiałam usłyszałam głos. Głos, którego nie zapomnę do końca życia. Idealny, melodyjny, bajeczny. Pomyślałam, że to sen, potem pojawiłeś się ty - łzy ściekały po jej delikatnym policzku. Złapałem jej dłoń czule i zachęciłam do dalszej opowieści. 
 - Pierwszy dzień w szkole i znowu ten śpiew. Biegałam jak głupia przez cały korytarz, żeby odkryć, gdzie jesteś. Wbiegłam do klasy, ale już nikogo nie było. Dopiero dzisiaj uświadomiłam sobie, że osobą, która zachęciła mnie do dalszej walki, do dalszych marzeń i dalszego życia byłeś ty. Znam cię od kilku dni, ale czuję, że mogłabym ci powiedzieć wszystko. Jesteś człowiekiem, który został zesłany z nieba dla mnie, by mi pomóc. Wiem to, czuję to, o tutaj - położyła mi dłoń w miejscu, gdzie znajduje się serce. - Niczego innego nie byłam tak pewna nigdy! Zmieniłeś moje życie...
 - Stephanie, nie wiedziałem... Nie miałem o tym wszystkim bladego pojęcia. Jeżeli uważasz, że odmieniam twoje życie, to pozwól dalej mi to robić i je z każdym dniem ulepszać - uśmiechnąłem się i po raz kolejny pocałowałem ją w jej piękne, słodkie usta.
 - Czemu ty mi to robisz? - spytała.
 - Co ja znowu robię? 
 - No to! Dobrze wiesz, że nie potrafię ci się oprzeć - odpowiedziała i musnęła moje wargi. Dzwonek na lekcje. Pobiegliśmy szybko pod swoją klasę. 

Stephanie:

Czytaj z muzyką: http://www.youtube.com/watch?v=48ZEScqPplU ( przewińcie te kilka sekund ciszy tzn. puśćcie od 0:16 )

 W piątek byliśmy umówieni na wieczór. Jak zawsze Matt miał czekać przed wejściem do budynku. Wyszykowałam się najszybciej jak mogłam i zjechałam windą na dół. Stanęłam w progu jak wryta. Na chodniku może i stał Matthew, ale... Całował się z jakąś wysoką blondynką. Dlaczego? Czemu znowu mnie ktoś rani? Zalałam się łzami i obróciłam na pięcie, biegiem wróciłam do mieszkania. Nie chciałam go więcej widzieć. Zaufałam mu jak nikomu innemu tutaj, a on nagle się ślini do innej na moich oczach? Szczyt bezczelności! Wpadłam do mieszkania z rozmazanym makijażem i podpuchniętymi oczami, ledwo trzasnęłam drzwiami, już siedziałam na ziemi. Ojciec nie wiedział co się ze mną dzieje. Chciał mi pomóc, ale nie wiedział jak. No właśnie, nie wiedział, bo to wiedział tylko i wyłącznie... Matt.

TO BE CONTINUED...

sobota, 27 kwietnia 2013

VII

Stephanie: 
 Kolejnego dnia mieliśmy pierwsze zajęcia wokalne z profesorem Edwardsem. Tylko pierwszoklasiści.
Miałam nadzieję, że dowiem się w końcu kto tak pięknie śpiewał w samolocie i w sali prób. Trochę się spóźniłam i wpadłam zdyszana do klasy kilka minut po dziewiątej. Od progu zaczęłam przepraszać. Nagle zamilkłam. Przy biurku stał nie kto inny jak Matthew. Szczęka mi opadła, czemu mi nie powiedział, że przyjęto go do tej samej szkoły? Zarumieniłam się, nawet nie zwracałam uwagi na to co mówi nauczyciel.
Rozejrzałam się po klasie. Trzy dziewczyny i trzech chłopaków nie licząc Matthew. Nic specjalnego. 

Czytaj z muzyką: http://www.youtube.com/watch?v=Ur4bkx2Hg3A&NR=1&feature=endscreen

 Pan Robert zaskoczył nas nowatorskim pomysłem. Dobrał nas w pary i kazał zaśpiewać. Porozdawał wszystkim kartki. Niestety, a może i stety przydzielono mnie do pary z Matt'em. Obraziłam się na niego za to, że o niczym mi nie powiedział, nawet na niego nie raczyłam spojrzeć, on też nie był skory do rozmowy. Mieliśmy wystąpić na końcu. Kiedy inni śpiewali nie mogłam się nadziwić i zastanawiałam się co ja tu robię, pośród tych ludzi z głosami jak dzwony. 
 Przyszedł czas i na nas... Stanęliśmy na środku sali, spojrzałam na resztę uczniów z uśmiechem i zaczęłam:

It feels like we've been out at sea
So back and forth that's how it's seems
Whoa and when I want to talk You say to me
That if it's meant to be, it will be
So crazy in this thing we call love
The love that we got that we just can't give up
I'm reaching out for you 
Tell me out here in the water and I


Potem część Matt'a. Kiedy zaczął nie potrafiłam uwierzyć... To był on. Wtedy. Na pokładzie samolotu, w
tej sali, ten niebiański głos, należał do niego. Łzy same ściekały po moich policzkach. Tak czekałam, żeby dowiedzieć się kim jest ten ktoś, ale nigdy nie spodziewałabym się, że już go znam. W klasie zrobiło się zamieszanie - nikt nie rozumiał skąd ten płacz. Matthew podszedł do mnie, wziął moją rękę i położył delikatnie na swojej klatce piersiowej. Czułam jak szybko bije mu serce. Spojrzałam w jego głębokie, 
brązowe oczy. Znowu wróciły moje myśli o mamie, o chorobie... Czy to właśnie jest ten dar? Ta pomoc od niej? ,,Nie wytrzymam dłużej w tej sali!" - pomyślałam. Pobiegłam do drzwi, ale były zamknięte. Ze zdenerwowania osunęłam się po ścianie i usiadłam na podłodze Wzrok wszystkich skierowany był na mnie. Chłopak zwrócił się do mnie. Nadal śpiewał, klęknął przy mnie i podał mi rękę. Nie potrafiłam się sprzeciwić. Podniósł mnie. Dałam sobie spokój z klamką. Znowu wziął mnie za dłoń i przyciągnął do siebie, przytulił. Byłam bezradna wobec jego czułych gestów. Czułam jak przeszywa mnie swoim głosem od środka. Każde słowo było skierowane wprost do mnie. Tylko i wyłącznie do mojej osoby. Jego dźwięki były tak płynne, idealne, wręcz nierealne. Nie zwracałam uwagi na zdziwione miny uczniów czy nauczyciela. Wróciliśmy oboje na środek, nadal wpatrując się w siebie. Usiadłam na jednej z ławek. Podniosłam kartkę z tekstem z ziemi i kiedy skończył swoją zwrotkę resztę zaśpiewaliśmy razem. 
Nasze głosy idealnie zlewały się w jeden. Były dopracowane, a każde zdanie płynęło z serca. 

I'm overboard (overboard)
And I need your love
Pull me up (Pull me up)
I can't swim on my own
It's to much (It's to much)
Feels like I'm drowning without your love
So throw yourself out to me
My life saver

It's supposed to be some give and take I know
Your only taking and not given any more
So what will I do? (So what will I do?)
Cause I still love you. (Still love you Baby)
You're the only one who can save me


I'm overboard
And I need your love
Pull me up (Pull me up)
I can't swim on my own
It's to much (It's to much)
Feels like I'm drowning (I'm drowning baby I'm drowning) without your love
So throw yourself out to me (Can't swim)
My life saver
Life saver
Oh life saver
My life saver
(It's crazy, crazy crazy, yeah) Life saver
Oh life saver
Oh life saver
Oh life saver
Oh life saver


Skończyliśmy, Matt nagle podszedł bliżej i pocałował mnie w usta. Nie sprzeciwiałam się. To była magiczna chwila, gdyby szczęście potrafiło latać to ja w tamtym momencie zrobiłabym dziurę w suficie.
Robert i uczniowie wstali z krzeseł, zaczęli bić brawo. Profesor podszedł do nas i pogratulował wrażliwości i uczuć, które razem pokazujemy na scenie. Nagle zadzwonił dzwonek. Wybiegłam z sali...

TO BE CONTINUED...
______________________________________
Jeżeli się spodobało to zachęcam pozostawienia po sobie śladu. :* 

piątek, 26 kwietnia 2013

VI

Stephanie:
 Rano obudził mnie budzik. Ciężko było mi wstać z łóżka no, ale musiałam. Przygotowałam się i już o ósmej byłam gotowa, pierwsza lekcja rozpoczynała się dopiero o dziewiątej. Wyszłam razem z tatą, po dziesięciu minutach musieliśmy się rozdzielić. Ja poszłam w swoim kierunku, a Chris w stronę biurowca gdzie ma rozpocząć nową pracę. Długo zajęło mi szukanie akademii i nie obyło się bez zapytania przechodniów. Szukałam sali gdzie mieli mnie przydzielić do odpowiedniej klasy.

Czytaj z muzyką: http://www.youtube.com/watch?v=DZlgcv28LrM

 Kiedy stanęłam przed klasą było kilka minut przed dziewiątą. Trochę po czasie na miejsce przybył profesor - Robert Edwards, tak się bynajmniej przedstawił. Na sali byłam tylko ja. Okazało się, że uczniowie przychodzą osobno, a dla każdego jest wyznaczony czas, by pokazać to co potrafi, potem przydziela się ich do różnych grup. Nauczyciel poprosił mnie o zaśpiewanie jakiejkolwiek piosenki. Musiałam się chwilę namyśleć. Trochę to trwało, ale w końcu zaśpiewałam jedną z moich ulubionych piosenek. Starałam się nie denerwować, chociaż w tamtym momencie wydawało się to nierealne. Próbowałam wykorzystać walory swojego głosu. Wszystko szło tak płynnie, bez problemów, no oprócz drżących rąk. Po kilku wersach skończyłam i czekałam na reakcję z zapartym tchem.
 - Nie sądziłem... Nie wierzyłem, że kiedykolwiek do naszej szkoły przyjmą kogoś takiego jak ty.
 - Słucham? Coś nie tak? Nie podobało się? - spytałam zdołowana.
 - Chodzi mi tylko, że w naszej akademii uczymy osoby utalentowane.
 - No to może ja sobie pójdę?
 - Daj mi skończyć. I właśnie w tym problem, my ich uczymy, bo nie znają własnej drogi, czegoś im jeszcze brakuje, by zostać gwiazdą... No, więc po co ty tutaj, skoro... - szczęka mi opadła, nie wiedziałam, że jestem, aż tak tragiczna. - skoro ty już jesteś idealna. Masz świetną barwę, która nie potrzebuje żadnych zajęć, styl masz też całkiem sceniczny no i drogę chyba już obrałaś... - zaniemówiłam. Mężczyzna zaśmiał się, wstał z krzesła i zaczął bić mi brawo. Oniemiałam z wrażenia, łza spłynęła po moim policzku,  podeszłam do nauczyciela i mocno go przytuliłam. Nie potrafiłam uwierzyć we własne szczęście. Zostałam przydzielona do grupy wokalnej, do najbardziej ,,utalentowanych", a jeszcze przed chwilą stałam przerażona, myśląc, że już pierwszego dnia mnie wyrzucą. Wyszłam z sali z uśmiechem. Na korytarzu było pełno ludzi. Pewnie czekają na własne zajęcia...

Czytaj z muzyką: http://www.youtube.com/watch?v=FQ3slUz7Jo8

To niemożliwe... Znowu ten głos. Ten sam, ten sam co w samolocie. Cudowny, idealny, pełen emocji. Tym razem to nie mógł być sen, tylko skąd dochodzi? Kto tak pięknie śpiewa? Zaczęłam biegać od sali do sali, a poszukiwanie było żmudną pracą, bo ciężko było się przez wszystkich przepchać. Już wiem. To sala prób, tam gdzie profesor Edwards sprawdza nowych. Przepychałam się jak mogłam, wpadłam z zadyszką do klasy. Niestety. Nikogo już tam nie zastałam. Musieli wyjść drugimi drzwiami...
_________________________________________________
Mam nadzieję, że kolejny rozdział spodoba się jak poprzednie i zachęcam do komentowania. :)

czwartek, 25 kwietnia 2013

V

Stephanie:
 Przebudziłam się po godzinie, czułam się już trochę lepiej. W głowie miałam cały czas ten wspaniały głos, chociaż dochodziła do mnie myśl, że to mogło mi się przyśnić... Spojrzałam w bok, tato spał. Nie chciałam go obudzić, więc kiedy szłam do toalety uważałam, żeby go nie dotknąć. Siedziałam przed lustrem jakieś dziesięć minut.

Czytaj z muzyką: https://www.youtube.com/watch?feature=fvwp&v=RGLh138m7sA&NR=1


Kiedy wychodziłam z łazienki nie patrzyłam gdzie idę i przez to wpadłam na kogoś. Straciłam równowagę i upadłam na podłogę. Nade mną stał wysoki chłopak, miał ciemne włosy i brązowe oczy.
 - Jezu, sorry mała, już ci pomogę - powiedział i podał mi rękę, kiedy się podniosłam odrzekłam z uśmiechem:
 - Nie powiedziałabym, że jestem mała... Dzięki za pomoc.
 - Jesteś, jesteś, nie ma sprawy, przecież to moja wina - zarumienił się. Odeszłam na swoje miejsce. Podłączyłam słuchawki i zaczęłam słuchać muzyki, a nieznajomy po kilku minutach przeszedł obok nas i usiadł dwa miejsca za mną.
 Po chwili dostałam w głowę zgniecioną w kulkę kartką wyrwaną z notesu. Podskoczyłam z wrażenia i rozłożyłam ją na kolanach:
 ,, Nie mamy jak ze sobą pogadać, więc jeżeli chcesz się poznać bliżej napisz na mój numer 531 433 012 jak wylądujemy i jeszcze raz przepraszam za ten wypadek przed toaletą. :* " Uśmiechnęłam się do siebie i wyciągnęłam telefon z kieszeni. Zapisałam ten numer w kontaktach.

 Nie spodziewałam się, że poznam kogokolwiek w samolocie no, ale życie płata wiele niespodzianek. Tato obudził się kilka minut przed samym końcem lotu. Wychodząc z samolotu uśmiechnęłam się do nowo poznanego kolegi. Ojciec zadzwonił po taxi, która przyjechała po chwili, więc nie miałam okazji pogadać z chłopakiem, ale pozostało mi mieć nadzieję, że jeszcze się zobaczymy. W drodze do nowego mieszkania przypomniał mi się ten magiczny śpiew. Jechaliśmy przez ,,serce"  NY, mimo, że było chłodno ja otworzyłam okno, by nacieszyć się tym widokiem. Ulice przepełnione tłumem, pełno kolorowych ekranów, a to znów na chodniku siedział jakiś mężczyzna z gitarą i przygrywał akordy. To miejsce było całkiem inne, różniło się praktycznie pod każdym względem od mojego rodzinnego miasta. Samochód zatrzymał się przed wieżowcem. Wysiedliśmy, od razu dostałam gęsiej skórki, bagaże wtargaliśmy do windy w budynku. Wjechaliśmy na ósme piętro, tato zaprowadził mnie pod właściwe drzwi. Oniemiałam wchodząc do środka. Mieszkanie wyglądało na drogie, nie sądziłam, że stać nas na to. Chris uśmiechnął się i wskazał mój pokój, cały miętowy, na środku stało białe łóżko, na ścianach wisiało kilka obrazków, a za drzwiami stała jasna garderoba. Od razu zaczęłam się rozpakowywać. Zdjęcia mamy i przyjaciół wylądowały na półeczce przy łóżku, a ubrania do szafy. Dopiero teraz zobaczyłam jak ich mam mało. Zaśmiałam się. Tato poszedł kupić coś do jedzenia, a ja pobiegłam zadzwonić do nieznajomego.

 - Słucham? - dobiegł mnie głos ze słuchawki.
 -  Tutaj dziewczyna z samolotu.
 - O, fajnie, że dzwonisz. Z tego wszystkiego zapomniałem się spytać jak masz na imię?
 - Jestem Stephanie, a ty?
 - Matthew.
 - Jak tam?
 - Ano całkiem, rozpakowałem rzeczy, a teraz siedzę na twitterze i facebook'u. A u ciebie?
 - Ja też już wszystko ogarnęłam, czekam, aż ojciec przyniesie coś do jedzenia i może pójdę zobaczyć miasto.
 - Wiesz co? Może pójdziemy razem? Mogę pokazać ci kilka naprawdę fajnych miejscówek.
 - Chętnie, to może za godzinkę? Przyszedłbyś po mnie? Mieszkam w wieżowcu naprzeciwko takiej dużej restauracji sushi i takiego różowego butiku z ubraniami.
 - Taki szarawy, z niebieskim dachem?
 - Dokładnie ten.
 - Chyba wiem gdzie to... Jak coś to jeszcze zadzwonię. To do zobaczenia - rozłączył się. Nie sądziłam, że już pierwszego dnia kogoś poznam, a jednak...

Matthew trafił na miejsce przed czasem. Spędziliśmy dwie godziny na spacerze. Bardzo fajnie mi się z nim rozmawiało, dowiedziałam się, że pochodzi z Nowego Yorku, a w moim mieście był przejazdem. Przytuliliśmy się na pożegnanie, a ja wróciłam rozpromieniona do domu... Zjadłam coś na szybko, zajrzałam jeszcze do sypialni taty. Już spał. Pocałowałam go w policzek i po cichu wyszłam z pokoju. Sama wyczerpana położyłam się do łóżka. Dopiero wtedy uświadomiłam sobie, że jutro już będę miała pierwsze lekcje w Julliard'dzie. Zasnęłam cały czas myśląc o piosence z samolotu...
___________________________________________________
Kolejny rozdział za nami, mam nadzieję, że się spodoba. ;)

środa, 24 kwietnia 2013

IV

Stephanie:
 Obudziłam się w szpitalu. Dookoła tylko białe ściany i puste łóżka. Na fotelu rozłożony leżał tato, po chwili weszła pielęgniarka.
 - Jak dobrze, że się pani przebudziła - powiedziała. Ojciec z uśmiechem wstał.
 - Co mi jest? - spytałam kiedy próbowałam się podnieść. Dłonie strasznie mnie bolały, zauważyłam liczne ślady, najprawdopodobniej po ukłuciach igieł.

Czytaj z muzyką: http://www.youtube.com/watch?v=qHm9MG9xw1o

 - Może nas pani zostawić samych? - poprosił tato, a kobieta wyszła. - Stephi, wiem, że to dla ciebie ciężki okres, ale... Okazało się, że masz wadę serca, dość skomplikowaną... Będziesz musiała często przychodzić do szpitala na badania kontrolne i musisz być ostrożna... Nie może dojść do żadnego poważniejszego ataku, bo skutki będą nieodwracalne... - powiedział, ze łzami w oczach.
 - Ale jak to? Akurat teraz? Kiedy mamy samolot za kilka dni?  W ogóle to jaki jest dzisiaj dzień? Długo tutaj leżałam?
 - Jest piątek, jutro popołudniu powinni cię wypisać, będziesz miała jeszcze okazję porozmawiać z dziewczynami. Cała szkoła była przerażona, dyrektorka obwinia samą siebie, myśli, że to wszystko przez tą piosenkę... - szepnął. Podszedł i przytulił mnie. Nie potrafiłam powstrzymać płaczu. Teraz kiedy zaczyna się wszystko układać nagle ląduję w szpitalu. Przeraża mnie to, że będę uzależniona od wizyt kontrolnych. Nie chcę tego, chcę żyć jak normalna nastolatka... Chris puścił mnie, zrozumiał, że muszę być teraz sama z myślami. Zaczęłam się bać. Nasz wyjazd stanął pod znakiem zapytania. Nie wiedziałam czy mam odwagę wyruszać w nieznane z wadą serca, a o tych atakach to już nie wspomnę. Łzy ściekały mi po policzkach. Obiecałam mamie, że będę silna w dążeniu do celu, więc nie pozostało mi w sumie nic jak tylko stawić tej przeszkodzie czoła i trzymać kciuki, że się uda, bo przecież musi. Mama tego dopilnuje, tam na górze...   Wyczerpana zasnęłam, obudziłam się następnego dnia. Pielęgniarka poleciła mi się przebrać, bo podobno wypiszą mnie za godzinę. Tato załatwiał formalności, a kiedy byłam gotowa przyszedł po mnie. Przez weekend spakowałam w końcu wszystko i spotkałam się z dziewczynami, by się pożegnać przed wyjazdem. Dużo nas to kosztowało bólu, nie obyło się oczywiście bez łez. Przyrzekłyśmy sobie, że będziemy ze sobą pisać i rozmawiać ile wlezie. W końcu przyszedł ten oczekiwany dzień - poniedziałek. Wstałam z samego rana, na dworze było jeszcze ciemno. Przyszykowałam się, sprawdziłam czy czegoś nie zapomniałam no i pozostało mi tylko czekać na tatę. Trochę to trwało zanim wyszliśmy. Było mroźno i pochmurnie, załadowaliśmy rzeczy do bagażnika taxówki, która już na nas czekała. Usiedliśmy w środku, zaczęłam słuchać muzyki.

Łzy same naleciały mi do oczu. Oparłam głowę o zimną szybę samochodu. To się dzieję, teraz, właśnie w tym momencie. Już jestem tak blisko, niedługo zobaczę tą szkołę, poznam nowych ludzi, ale czy to wszystko wypali? Co jeżeli ataki spowodowane chorobą serca będą się ponawiać? Zasnęłam. Jechaliśmy na lotnisko dość długo, przebudziłam się kiedy usłyszałam jak jeden z samolotów już odlatuje. Wysiedliśmy z taxi, tato zapłacił i ruszyliśmy do wejścia. Stawiałam drżące, niepewne kroki. 

Czytaj z muzyką: http://www.youtube.com/watch?v=U41KPUfOSFk

Po chwili już siedziałam na pokładzie. To wszystko było takie magiczne, nierealne. Jak z bajki. Pierwszy raz leciałam samolotem, ręce nie potrafiły się uspokoić, serce zaczęło bić szybciej, a płacz nie ustawał. Schowałam telefon i słuchawki do kieszeni bluzy. Między powiekami miałam piasek, strasznie chciało mi się spać. Byłam tą całą sytuacją wręcz wyczerpana, a mimo to nie potrafiłam w pełni się uspokoić. Znowu powróciły myśli, że nie dam rady, bałam się tego wszystkiego z czym będę musiała się zmierzyć w Nowym Yorku. Czułam, że to wszystko na marne, że i tak się nie uda, ale nagle... Usłyszałam piękny głos, idealny, cudowny. Wszystkie złe myśli z mojej głowy uleciały. Teraz się uda, nie mam co do tego wątpliwości, to znak, znak z nieba, od mamy. Zakochałam się w tej piosence, w tej barwie, w tym wszystkim, nawet nie zwróciłam uwagi na to kto tak pięknie śpiewa. Zasnęłam... 
____________________________________________________________________
Dopiero teraz zaczyna się coś dziać i wierzcie mi, że nie zabraknie atrakcji. :) Także ten, no... Jak się spodobało to miło by było jakbyście zostawili po sobie ślad. 

wtorek, 23 kwietnia 2013

III

Stephanie:
 Następnego dnia wstałam dość wcześnie. Umyłam się i ogarnęłam dom. Zebrałam część rzeczy, które zabiorę do Nowego Yorku. Około jedenastej przeszłam się do szkoły po papiery, które będzie trzeba  odesłać do Julliarda. Wychodząc z sekretariatu miałam nadzieję, że jeszcze tutaj wrócę, żeby się z wszystkimi pożegnać... Weszłam do mieszkania, gdzie czekał na mnie tato. Uśmiechnął się kiedy tylko mnie zobaczył.
 - Widzę, że byłaś już po dokumenty?
 - Byłam, byłam, trzeba będzie je niedługo odesłać, a tak w ogóle to kiedy odlatujemy?
 - W poniedziałek. Mamy czas, żeby wszystkie formalności pozałatwiać...
 - To dobrze, ja spadam na górę pozbierać rzeczy...

Christopher:
 Usiadłem na kanapie, kiedy Step wchodziła po schodach. Podniosłem z szafki ramkę. Spojrzałem na uśmiechniętą minę Gabrielli. Zdjęcie zostało zrobione o ile pamiętam kilka miesięcy przed... No przed jej śmiercią. Nikt widząc je nie pomyślałby, że jest śmiertelnie chora. Tak za nią tęsknię, muszę teraz radzić sobie sam ze Stephi, Boże dlaczego? Czemu to zrobiłeś?

Stephanie:
 Zbieranie rzeczy z całego domu zabrało mi praktycznie cały dzień. Wieczorem wpadły dziewczyny na ostatnią nockę u mnie. Wszystkie byłyśmy przygaszone, obiecałam im, że pójdę jutro z nimi do szkoły, przynajmniej się ze wszystkimi pożegnam.
 Nazajutrz wstałam z samego ranka, przygotowałam się jakoś do wyjścia, no i pozostało mi tylko czekać na koleżanki. Przyszły przed dziewiątą. Ręce zaczęły mi drżeć. Dobra, trzeba to jakoś zakończyć, bo przecież niedługo zaczynam coś wspaniałego - pomyślałam stojąc przed budynkiem gimnazjum. Łzy naleciały mi do oczu. Nie potrafiłam uwierzyć, że nie będę już tutaj mieszkać, że zostawię to wszystko za sobą, by spełniać marzenia. Przeszłam przez próg. Na korytarzu jak zwykle stało dużo osób, wszyscy spojrzeli na mnie. Jane  pociągnęła mnie za rękę, zaczęłam ryczeć, więc nie zwracałam uwagi co się dzieję. Nagle szczęka mi opadła. Na sali gimnastycznej wisiał transparent: ,,Trzymamy za ciebie kciuki, Stephi! Wracaj jak najszybciej!" Dookoła stało grono pedagogiczne i zbierała się spora grupa uczniów. Nie potrafiłam uwierzyć, że zrobili coś takiego dla mnie. Po chwili podeszła moja wychowawczyni, rzuciła mi się na szyję i również zaczęła płakać.
 - Poczekaj, aż zbierze się większość - szepnęła mi do ucha. Stałam wtulona w przyjaciółki. Nagle dyrektorka zaczęła swoją przemowę:
 - Witam was! Znaleźliśmy się tutaj, gdyż wspaniała uczennica naszej szkoły i wasza koleżanka wyjeżdża. Wyjeżdża, aby spełniać swoje marzenia. Stephanie dostała się do akademii Julliarda w Nowym Yorku. Zorganizowaliśmy to pożegnanie, by ci podziękować i pogratulować. Masz może ochotę coś powiedzieć? Ktoś mnie wypchnął przed szereg, a nauczycielka podeszła do mnie z mikrofonem.
 - Jejku, naprawdę nie potrafię uwierzyć, że to się dzieje, to ja powinnam wam podziękować. W tym tłumie jest mnóstwo osób z którymi się przez te wszystkie lata zżyłam i ciężko mi stąd odchodzić. Przyszłam tu ostatni raz, właśnie po to by się z wami pożegnać, w poniedziałek odlatuję. Będę tęsknić, ale postaram się przyjechać w wolnej chwili.
 - Mamy dla ciebie jeszcze jedną niespodziankę. Popatrz - wychowawczyni powiedziała, wskazując na tort, który właśnie wnosiła kucharka. Ciasto było przeogromne i nie miałam wątpliwości, że dla wszystkich wystarczy. Uśmiechnęłam się.
 - Stephanie, wiemy, że to jest dla ciebie bardzo ciężki etap, ale mogłabyś zaszczycić nas swoim anielskim głosem? Zaśpiewałabyś dla nas cokolwiek? Tak po raz ostatni... - zaproponowała dyrektorka.
 Wiedziałam, że wyjdzie mi to słabo, ale nie chciałam ich zawieść. Drżącym głosem zaczęłam:

Czytaj z muzyką: http://www.youtube.com/watch?v=aNzCDt2eidg

Come on, skinny love, just last the year
Pour a little salt, we were never here
My, my, my, my, my, my, my, my
Staring at the sink of blood and crushed veneer

I told my love to wreck it all
Cut out all the ropes and let me fall
My, my, my, my, my, my, my, my
Right at the moment this order's tall

And I told you to be patient
And I told you to be fine
And I told you to be balanced
And I told you to be kind

And in the morning, I'll be with you
But it will be a different kind
'Cause I'll be holding all the tickets
And you'll be owning all the fines



Nie potrafiłam wyciągnąć ,,góry"  tak jakbym chciała, za bardzo byłam zdenerwowana. Nagle zrobiło mi się słabo, miałam mroczki i nie umiałam oddychać. Poczułam tylko jak ,, odpływam " kiedy wylądowałam na podłodze...

TO BE CONTINUED...

niedziela, 21 kwietnia 2013

II

Stephanie:
 Ręce drżały mi kiedy otwierałam liliową kopertę. Zajrzałam do środka przymrużonymi oczami, dziewczyny stały obok razem z tatą. Delikatnie wyciągnęłam kartkę ze środka. Rozprostowałam ją i zaczęłam czytać na głos.

Czytaj z muzyką: http://www.youtube.com/watch?v=-J7J_IWUhls

 Z radością informujemy, że została Pani przyjęta do naszej renomowanej akademii Julliarda w Nowym Yorku. W dalszej części wiadomości dołączone są wszystkie niezbędne formularze, które trzeba odesłać w przeciągu miesiąca od daty otrzymania, na nasz adres. W kopercie znajduje się również lista książek i rzecz, które będą niezbędne. Z poważaniem: dyrektor Simon Robbins i parafka.


Kartka wyleciała mi z dłoni. Zaczęłam płakać. Łzy szczęścia spływały z moich policzek, nie wierzyłam, że moje marzenie właśnie się spełnia... Myślałam, że po śmierci mamy trzy lata temu nic nie spowoduje u mnie uśmiechu na twarzy... Nie potrafiłam uwierzyć, mogłam tylko przytulić mocno tatę i przyjaciółki... Bez słowa, ale oni wiedzieli co chcę im przekazać... Nie miałam pojęcia co dalej się stanie, w końcu nie mamy tyle pieniędzy, żeby od tak polecieć do Nowego Yorku, a zresztą... Jak mam zostawić tutaj Danielle i Jane?
 - Tato, mogę wiedzieć tylko jedno? - spytałam.
 - Słucham?
 - Jaką piosenkę im wysłałeś? Cover czy moją...?
 - Twoją, tą, którą tak uwielbiam... Still the broken heart...
 - Przecież tą piosenkę napisałam niecałe trzy lata temu... Staroć...
 - Najważniejsze jest to, że napisałaś ją jako podziękowanie dla matki i to jest wspaniałe.

Usiadłam znowu na łóżku, płacz ustał, przyjaciółki mnie przytuliły, a ojciec zrozumiał, że powinien nas zostawić same...
 - Dziewczyny nie chcę was zostawiać... Mimo wszystko miałyśmy się zawsze trzymać razem, a teraz...
 - Teraz ty jedziesz spełniać marzenia, a my nie powinnyśmy się wtrącać! - powiedziała Jane.
 - Dokładnie, nie pozwolimy ci zostać w tej dziurze, powinnaś ze swoim talentem wyjść w świat, a teraz masz taką możliwość...

Czytaj z muzyką: http://www.youtube.com/watch?v=WwMsWjrlu54

Wstałam, pociągnęłam za ręce koleżanki, zaczęłam śpiewać... Śmiały się ze mnie, ja też nie potrafiłam ukryć uśmiechu. Muzyka mnie prowadziła. Pobiegłyśmy - po schodach, mijając salon w którym siedział mój tato.      Kiedy nas zobaczył od razu się rozpromienił... Wybiegłam z dziewczynami przed blok. Mimo, że był październik, na dworze było ciepło. Stanęłam na środku ulicy. Razem z dziewczynami biegałyśmy w deszczu, skakałyśmy do kałuż, a ja nie potrafiłam przestać śpiewać. Nagle zza ciemnej chmury wyłonił się promyk słońca. Czułam, że to znak... Teraz już będzie dobrze, może nawet lepiej...
___________________________________________________________
Kolejny rozdział za nami, mam nadzieję, że się spodoba. :) Zachęcam do pozostawienia po sobie śladu. :* Wiem, że krótki, ale niedługo pojawi się dłuższy. :3 

I

Stephanie:
 Obudziłam się. Spojrzałam za okno - padał deszcz. Kiedy zobaczyłam, która godzina od razu się zerwałam, była już dziesiąta. Czemu zaspałam? Przecież tato miał mnie obudzić... Zeszłam po schodach wołając go:
 - Słucham Step? - stał w kuchni.
 - Czemu mnie nie obudziłeś? 
 - No, bo  tak słodko spałaś - powiedział. - A do tego dzisiaj musimy jechać na miasto kupić ci jakieś ubrania...
 Ahh no tak... Usiadłam i porwałam kanapkę z talerza na stole. Christoper - bo tak nazywał się mój ojciec był lekko zestresowany, ręce mu drżały... Wiedziałam dlaczego... Przecież tak dawno nigdzie nie byliśmy we dwójkę... Pochłonęłam trzy kromki i pobiegłam do łazienki. Musiałam się umyć, ubrać, pomalować i zrobić coś z włosami - dzień jak co dzień.

 Kiedy już byłam gotowa było kilka minut przed jedenastą, tato zabrał klucze z szafki i w pośpiechu wyszliśmy przed dom gdzie stał samochód. Pomknęliśmy przez ulewę i wsiedliśmy. Odjechaliśmy. Mknęliśmy przez szare ulice. Podróż trwała jakieś dwadzieścia minut, nareszcie dotarliśmy do największego centrum handlowego w naszym mieście. Znaleźliśmy miejsce parkingowe i szybko wybiegliśmy. Mimo, że droga do wejścia była zasadniczo krótka to i tak strasznie zmokliśmy. Zakupy trwały ponad trzy godziny. Uwielbiałam ten zapach nowych rzeczy i nastrój panujący w sklepach. Kupiłam sporo jesiennych i zimowych rzeczy... Najbardziej byłam zadowolona chyba z butów - z kożuszkiem, na koturnie, czarne. Strasznie mi się spodobały. Potem poszliśmy na kawę i ciastko do mojej ulubionej cukierni. 

 Kiedy wyszliśmy z centrum deszcz ustał, nawet gdzieniegdzie z chmur jaśniało słoneczko. Dobrze... Jesienna pogoda zawsze mnie dobija...

Czytaj z muzyką: http://www.youtube.com/watch?v=J3UjJ4wKLkg

 Na popołudnie umówiłam się z Jane i Danielle u mnie. Kobiecy wieczór i te sprawy... Dziewczyny przyszły przed piątą. Rozsiadłyśmy się w moim pokoju, na łóżku, malowałam Dan paznokcie, kiedy usłyszałam jak ojciec otwiera drzwi. Krótka rozmowa, rozrywanie papieru i dźwięk jakby ktoś skoczył z radości, ale kto? Chris? Niemożliwe. Może mi się przesłyszało, chociaż dziewczyny też miały dziwne miny... Skupiłam się na lakierze, ale po chwili do sypialni wpadł tato:
 - Stephanie! - krzyknął, rzucił się na mnie, przytulił i podniósł z łóżka. Czułam się jakbym znowu była małą dziewczynką. Nie wiedziałam co się dzieje. Nareszcie postawił mnie na ziemię...
 - Pamiętasz jak pokazywałaś mi ogłoszenie naboru do Julliarda? Jak ci na tym zależało? Twoje marzenie wyjazdu do Nowego Yorku? 
 - Noo, całkiem niedawno to było nawet, półtora miesiąca temu? - zaśmiałam się.
 - Wysłałem do nich twoje nagranie, twoją piosenkę... A dzisiaj przyszedł kurier. Odbiór do rąk własnych. Odpowiedź z NY.
 - Naprawdę? - zaczęłam piszczeć ze szczęścia... - I co? Przyjęli mnie?
 - Sama zobacz - powiedział i podał mi już otwartą liliową kopertę. Dłonie zaczęły mi drżeć. Z sercem w gardle zajrzałam do środka...

TO BE CONTINUED...
____________________________________________________
No, więc hej! Mój pierwszy blog i pierwszy rozdział! Mam nadzieję, że przypadnie Wam do gustów i będziecie wpadać częściej. :) Jeżeli się spodobało to miło by było gdybyście zostawili jakiś ślad... :)