niedziela, 23 czerwca 2013

XIX

Stephanie:
 Jego delikatne, ciepłe usta muskały i ssały moją wrażliwą skórę, kiedy nagle zadzwonił telefon. Miałam złe przeczucia. Zerwałam się z łóżka, na komórce wyświetliło mi się ,,Greg :)". Szybko odebrałam i przyłożyłam słuchawkę do ucha.

Słuchaj z muzyką: http://www.youtube.com/watch?v=S_E2EHVxNAE

 - Co jest do cholery? - warknęłam.
 - Czuję, że przeszkodziłem. Nieważne. James dzwonił. Co z tym kontraktem? - zupełnie o nim zapomniałam.
 - Kurwa, nie pytałam taty, ale... Dobra, zgadzam się, tylko nie dzwoń już - powiedziałam błagalnym głosem. Odrzuciłam telefon na podłogę i znowu leżałam na Matthew.
 - Kto dzwonił? - szepnął mi do ucha.
 - Greg.
 - Co ten idiota chciał?
 - Nie nazywaj go tak. Pamiętasz tego starszego faceta, co poprosił o autograf na wieczorze karaoke?
 - Kojarzę, ale co on ma do tego?
 - Ten mężczyzna to James Wilson, jest szefem w Silver Music Records. Zaoferował mi kontrakt płytowy i kilka koncertów. Tylko, że...
 - Mmm, tylko?
 - Że muszę wyjechać na pewien okres. Nie mają w naszym mieście studia, więc mnie gdzieś zabierają.
 - Nie. Nie zgadzam się - warknął i usiadł.
 - Jak to nie zgadzasz się? Ja już podjęłam decyzję, nie ma odwrotu - spojrzałam na niego z zakłopotaniem. Teraz żałowałam, że mu o tym wszystkim powiedziałam.
 - Normalnie. Nie możesz nigdzie wyjeżdżać z tym dupkiem, jeszcze coś ci zrobi.
 - Boże, nie przesadzaj. Nic mi nie będzie.
 - Przekonamy się, zresztą to twoje życie, ty o nim decyduj - wstał.
 - Mam dość, jesteś taki niezrównoważony - szepnęłam.
 - Jaki jestem? - spojrzał na mnie srogim wzrokiem
 - Nienormalny. Nie będziesz mnie tak traktować. Wychodzę - trzasnęłam drzwiami i wyszłam na dwór. Wiatr delikatnie muskał moją skórę, a ja ruszyłam w stronę, która najprawdopodobniej jest drogą powrotną.
 - Masz zamiar wracać na piechotę? - krzyknął sprzed domku.
 - Żebyś wiedział - odpowiedziałam, a moje słowa przepełniał jad. Nie potrafiłam tego zrozumieć - przed chwilą prawie zrobiliśmy to, no wiecie co, a teraz znów jestem sama...Usłyszałam pisk opon, a samochód po chwili już jechał obok mnie.
 - Wsiadaj. Nie będę cię prosił.
 - Nie, lepiej spieprzaj, bo zaraz porysuję ci twoją "brykę".
 - Jak wolisz - szepnął i zatrzymał się. Po chwili usłyszałam za sobą trzask drzwi. Kogoś ręce oplotły moją talię, a kiedy się obróciłam  poczułam, że odrywam się od ziemi. Zaczęłam wierzgać nogami starając się jakoś rozluźnić uścisk Matt'a.
 - Puść mnie! - krzyknęłam.
 - Ani myślę. Jesteś moja i tak pozostanie. Nie pozwolę, żebyś wracała sama - jego słowa zabrzmiały w mojej głowie. Zarumieniłam się kiedy zrozumiałam to co właśnie powiedział. Po chwili już siedziałam na miejscu pasażera, a Matthew odpalał Rang Rovera. Podciągnęłam nogi pod szyję i schowałam pomiędzy nie głowę. Czułam, że będzie to dłuuuuga i męcząca podróż.
_________________________________________
CZYTASZ=KOMENTUJESZ. :*

Wiem, wiem, krótki rozdział, ale nie mam weny jakoś ostatnio, a zresztą muszę znaleźć czas na drugiego bloga, który wczoraj założyłam - http://makemeyourshawty.blogspot.com/ serdecznie na niego zapraszam. ;)
Czekam na Wasze opinie odnośnie dalszych losów bohaterów. ;)

4 komentarze: